"Obecność" to popularny horror, którego fabuła oparta została na prawdziwej historii. Jak naprawdę wyglądało życie rodziny Perronów i czemu doszło do ich spotkania z Warrenami? "Obecność" to bodaj najsłynniejszy horror ostatnich lat. Debiutujący w 2013 roku straszak Jamesa Wana przedstawił nam historię Rogera i Carolyn Perron, którzy wraz z pięcioma córkami (Andreą, Nancy, Christine, Ciny i April) wprowadzili się w 1971 roku do domu na Rhode Island. Wkrótce zaczęły dziać się dziwne rzeczy, a farmę okazał się nawiedzać duch imieniem Bathsheba. Wtedy właśnie na scenę wkroczyli Warrenowie - słynne małżeństwo demonologów. Twórcy filmu nie omieszkali nas poinformować, że film oparty został na faktach. Nie każdy zna jednak prawdziwe losy rodziny Perronów i horror, którego doznali. Co naprawdę wydarzyło się w ich domu 50 lat temu?"Obecność" - prawdziwa historia rodziny PerronówRoger i Carolyn Perron naprawdę istnieli i faktycznie w 1971 roku wprowadzili się do starego domu na Rhode Island. Sprzedawca zataił przed nimi prawdę o wydarzeniach, które miały miejsce na farmie, sugerując jedynie spanie przy zapalonym świetle. Podobno najstarsza z córek, Andrea, z miejsca nabrała podejrzeń i czuła, że z domem jest coś nie tak. Gdy spała w swoim pokoju, jej cztery młodsze siostry miały w zwyczaju wpadać przerażone w środku nocy. Cindy miała stale powtarzać, że "w murach znajduje się siedmiu martwych żołnierzy". Pewnego dnia Andrea spotkała w domu starszego pana, który ukłonił jej się mówiąc "Dzień dobry" i zniknął. Nikt inny go nie widział. Fot. Foto: Collection Christophel/ East News W przeciwieństwie do tego, jak zostało to przedstawione w filmie, Perronowie żyli na farmie przez dekadę. W tym czasie dochodziło do wielu dziwnych zdarzeń, a większość z nich zbadali Ed i Lorraine Warren. Naprawdę poddali Carolyn egzorcyzmom, w wyniku czego zaczęła lewitować i mówić w nieznanych językach. Carolyn namiętnie zgłębiała historię nawiedzonego domu. Dowiedziała się, że w przeszłości doszło w nim do wielu tragicznych wydarzeń. Liczne samobójstwa, morderstwo, utopienia, zatrucia - wszystko to miało miejsce na ich farmie. Niektóre z duchów miały być nieszkodliwe i nie nękać mieszkańców. Niestety nie wszystkie. Duch starszego mężczyzny prawdopodobnie molestował córki Perronów. W swojej książce Andrea opisała go jako potwornego męskiego ducha, który wykorzystywał fakt, że mieszka pod jednym dachem z pięcioma małymi dziewczynkami. Inne duchy znęcały się nad nimi na rozmaite sposoby - biły, wyciągały z łóżek za włosy. Nocami tłukły w drzwi i okna tak, że dom dosłownie trząsł się w posadach. Największy strach wzbudzała jednak Batsheba Sherman, na którą James Wan położył największy nacisk w swoim filmie. To właśnie ją Perronowie wspominają z największym przerażaniem. Był to prawdopodobnie duch czarownicy żyjącej w XIX wieku, która - z zazdrości o jej status - atakowała głównie Carolyn. Batsheba została oskarżona o zamordowanie wielu osób, w tym własnych dzieci i najprawdopodobniej powiesiła się na drzewie znajdującym się na posesji. Koroner, badając jej zwłoki, obwieścił, że czegoś takiego jeszcze nigdy nie widział - jej ciało z miejsca zmieniło się w kamień. Interwencja Warrenów, wokół której skupia się cała fabuła filmu, wyglądała jednak zupełnie inaczej. Ed i Lorraine zobowiązali się pomóc Perronom, lecz - w przeciwieństwie do filmu - im się to nie udało. Zgodnie ze wspomnieniami Adrei, demonolodzy jedynie pogorszyli sprawę, uwalniając demoniczne siły, nad którymi nie potrafili zapanować. Rodzina wypędziła ich zatem z domu, a następnie - w 1980 roku - sama go opuściła. Fot. Foto: Collection Christophel/ East News Dom przez lata zmieniał właścicieli. Obecnie należy do Cory'ego i Jennifer Heinzen, którzy planują wyremontować go i zmienić w atrakcję turystyczną. Sama Andrea Perron wspomina dom w dwojaki sposób. Z jednej strony kojarzy jej się z horrorem, który był jej życiem przez 10 lat. Z drugiej zaś, to czego w nim doświadczyła sprawiło, że przestała bać się śmierci i oswoiła ze zjawiskami też: Czy horror "Zakonnica" został oparty na prawdziwych wydarzeniach?22 listopada 2019, 12:14. "Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa" to oparty na faktach najnowszy film Macieja Kawulskiego. - Scenariusz oparty jest na historii życia człowieka, który tworzył największą grupę przestępczą w Polsce. Po raz pierwszy na ekranie zobaczymy obraz polskiej mafii oczami człowieka, który nie musi obejrzyj 01:38 Thor Love and Thunder - The Loop Czy podoba ci się ten film? "Historia oparta na faktach" To pierwsze zdanie, jakie pojawia się na ekranie pod tytułem filmu. W innych produkcjach taki zabieg zazwyczaj jest tylko picem na wodę, ale w przypadku Obecności owa historia, jak i małżeństwo Warren'ów, jest jak najbardziej autentyczna, tym bardziej przedstawione wydarzenia działają na wyobraźnię widza. Film rozpoczyna się niewinnie. Rodzina, która przeprowadza się do nowego domu, zadowolone dzieci hasają po mieszkaniu, mąż i żona ucinają swe czułe rozmowy. Reżyser sprawnie wciąga nas w sielankowy klimat, nadaje obrazowi spokojny wygląd. Gdzieś z tyłu mózgu tkwi nam przeświadczenie, że to przecież horror. I to się ujawnia, niebawem. Pierwszy zły omen to pies, który nie chce wejść do domu. Jeśli ktoś prędzej czytał o zjawiskach paranormalnych, to wie, że zarówno koty jak i psy widzą duchy. Pies śpi na dworze, a nazajutrz jest martwy. Kamera przedstawia nam każdy zakamarek domu, a jednak sceny, jawnie pokazane jako te z udziałem ducha, robią wrażenie. Muzyka jest świetnie dobrana, raz raczy nas wesołym kawałkiem, innym razem uderza nas głucha cisza. Scena, kiedy matka bawi się z córką w chowanego daje nam jednoznaczny dowód, że ten dom jest nawiedzony. Gdy cała rodzina jest już przerażona i pewna, że to duchy stoją za dziwnymi zjawiskami, decyduje się na poproszenie o pomoc małżeństwo Warrenów — badaczy zjawisk paranormalnych. I to w tym momencie widzowi spada lekki kamyk z serca, gdyż prędzej, podobnie jak Perronowie, czuje się bezbronny. Ed i Lorraine wydają się być aniołami stróżami i wybawicielami, choć nawet oni mają swe słabe strony przez co wydają się nam bardziej autentyczni. "Obecność" to nie tylko zwykły film grozy. On bierze strach, bawi się nim i, co najważniejsze, nie podaje nam go na tacy. Ogarnia nas dziwne uczucie niewiadomego strachu. Potwór w szafie? Spadające obrazy? Brzmi banalnie, ale na ekranie budzi jak najprawdziwszy lęk. Wszystko jest tu dobrze zrobione — ujęcia, muzyka i ten klimat. Klimat, który jako jedyny nie pozwolił mi spać spokojnie po horrorze. Jedyny, który zasiał w mej głowie od lat tą świadomość, że ktoś może mnie obserwować, że ktoś żyje w mym domu poza ludźmi. I tak najpewniej jest. Moja ocena — 9/10. Dra To film dla ludzi o mocnych nerwach. Nawet jeśli ktoś nie do końca wierzy w opowieści o duchach i kwestionuje ich obecność, tu może nabrać wątpliwości a na pewno mocno to wszystko przeżyć.
Na świecie nie ma zbyt wielu horrorów powstałych w oparciu na faktach. Jednak „Obecność” różni się od nich właśnie tym, że fabuła filmu ma (podobno) konkretne podstawy w rzeczywistości. Jaka jest prawdziwa historia związana z tą przerażającą produkcją? Początek koszmaruZłe i dobre duchyWarrenowie wkraczają do akcji Początek koszmaru Wszystko zaczęło się w styczniu 1971 roku, kiedy to rodzina Perron – Roger, Carolyn i ich pięć córek – wprowadziła się do osiemnastowiecznego domu na farmie w Rhode Island. Już od progu powitały ich duchy zamieszkujące budynek. Andrea Perron, najstarsza z dziewcząt, dostrzegła bowiem w jednym z pomieszczeń starszego pana, któremu powiedziała „dzień dobry”. Okazało się, że nikt więcej go nie widział. Zobacz również: 7 najlepszych filmów o seryjnych mordercach wszech czasów Duchy towarzyszyły im przez niemal całą dekadę. Carolyn Perron poświęciła sporo czasu na zbadanie przeszłości farmy. Mieszkało w niej wcześniej kilka rodzin, które doświadczyły różnych, tragicznych zdarzeń. Najpierw, w wieku 93 lat, John Arnold (dom nazywano wówczas Old Arnold Estate) powiesił się w jednym z budynków gospodarczych. Potem miało tam miejsce kilka podobnych samobójstw, zatruć, a także nierozwiązane morderstwo jedenastoletniej Prudence Arnold. Oprócz tego dwie osoby utopiły się w strumieniu obok domu, a czterech mężczyzn zamarzło na śmierć. Złe i dobre duchy Było tego sporo, nic więc dziwnego, że dom zamieszkiwało kilka duchów. Większość była niegroźna, ale kilka dało im się we znaki. Jeden z nich, duch mężczyzny, prawdopodobnie molestował siostry. Andrea w swojej książce nawet nie chce o nim mówić. Wspomina tylko, że był to bardzo zły męski duch, który korzystał z faktu, że mieszka z pięcioma małymi dziewczynkami. Druga zjawa nazywała się Batsheba Sherman i to ją Perronowie wspominają z największym strachem. Atakowała głównie Carolyn, zazdrosna o jej status pani domu. Prawdopodobnie był to duch żyjącej w XIX wieku czarownicy, która powiesiła się na drzewie za stodołą. Za życia była oskarżona o zamordowanie swojego dziecka, i potem podejrzewana jeszcze o spowodowanie kilku kolejnych śmierci. Nigdy jednak jej nie skazano. Prześladowała Carolyn na wiele sposobów, wypowiadała coś w rodzaju zaklęć i czasem atakowała także innych domowników. Zobacz również: Syngrapha – startuje pierwsza platforma obrotu wekslowego na świecie Na szczęście odkryto, że boi się ognia, co przydało się rodzinie w walce z okrutną zjawą. Warrenowie wkraczają do akcji Jeśli oglądaliście „Obecność”, to na pewno jesteście ciekawi, jaką rolę odegrali Warrenowie – Ed i Lorraine. Pracowali oni jako specjaliści od zjawisk paranormalnych i zobowiązali się pomóc Perronom. Niestety, nie udało im się tego dokonać. Podczas zorganizowanego przez nich seansu uwolnili złe siły, których nie mogli opanować. Andrea opowiadała potem, że wszystko poszło nie tak, a ona sama była pewna, że jej matka umiera. Carolyn zaczęła przemawiać obcym głosem, a jakiś duch rzucił nią o ścianę. Roger Perron wypędził więc Warrenów z domu, ponieważ mimo dobrych intencji pogorszyli jeszcze sytuację. Ostatecznie rodzina wyprowadziła się stamtąd w 1980 roku, kiedy pani domu powiedziała, że nie przeżyje kolejnej zimy. Jak potem tłumaczyli, wcześniej było to niemożliwe ze względów ekonomicznych. Zobacz również: Lubisz się bać? Rozpoznaj horror po kadrze! Andrea powiedziała w jednym z wywiadów, że był to dla niej czas zarówno mroczny, jak i pełen dobrych zdarzeń – przestała bać się śmierci i uwrażliwiła się na zjawiska paranormalne. Jednak z ulgą przyjęła przenosiny do Georgii. Kobieta zdecydowała się później wydać książkę „House of Darkness, House of Light”, w której wszystko opisała. Istnieją różne teorie na temat tego, czy historia jest prawdziwa, czy nie – rodzina Perronów zarzeka się, że tak, podobnie Warrenowie. A jakie jest Wasze zdanie? (źródło: Kliknij, aby ocenić ten post! [Całkowite: 6 Średnia:Po obejrzeniu filmu muszę powiedzieć, że Obecność jest całkiem solidnie wykonanym horrorem. Do pewnego momentu film był też niesamowicie klimatyczny. Jednak dla mojej osoby największymi wadami są Odpowiedzi Tak. I jest serio jednym ze straszniejszych horrorów, jakie oglądałam. prawdopodobnie nie. Często mówi się że film jest na faktach żeby zyskać więcej oglądaczy , ale nie sądze żeby był na faktach :) tak. jest on o rodzinie która przeprowadziła się do starego domu w którym codziennie było słychac płacze dziecka, szemranie i porusznie się przedmiotów. żyli w nim 10 lat. Cyrusek odpowiedział(a) o 21:51 tak ale pewnie cos tez jest dodane do filmu Tak ten film jest na faktach można to poznać po tym że w filmie występuje postacie Ed'a i Lorraine Warrenów w tamtych czasach byli znanymi demonologami to oni prowadzili tę sprawe tej rodziny. blocked odpowiedział(a) o 22:53 Tak. Byłam na tym filmie w kinie. Jest naprawdę bardzo dobry. Trzyma w napięciu i jest straszny. :) Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub
Obecność 3: Na rozkaz diabła (2021 r.). Lalka Annabelle film, a także inne dzieła opowiadające o słynnych demonologach dzielą się na dwie mini serie oraz dwa spin-offy. Główna opowieść to seria Obecność wraz z filmem Historia laleczki Annabelle , natomiast drugą część stanowią wszystkie kolejne produkcje poświęcone
Było wpół do dziesiątej wieczorem 30 sierpnia 1977 r., kiedy Peggy Hodgson* - samotna matka z Brimsdown (gmina Enfield) na północnych obrzeżach Londynu usłyszała hałasy w pokoju, w którym układali się do snu jej 10-letni syn Johny i rok starsza córka Janet. Dzieci twierdziły, że ich łóżka dziwnie "wibrowały", ale kiedy zjawiła się matka, zjawisko ustało. Kobieta uznała to za wygłupy i nie przywiązywała do tego wagi, jednak następnej nocy z pokoju dzieci zaczęło dobiegać stukanie i szuranie. Kiedy zapaliła w nim światło, ku swemu przerażeniu ujrzała szafkę, która "ożyła" i, poruszana niewidzialną siłą, oddalała się z miejsca, w którym stała. Tak rozpoczęła się trwająca kilkanaście miesięcy gehenna Hodgsonów, do której nawiązuje nowy film Jamesa Wana "Obecność 2" ("The Conjuring 2"). Choć hollywoodzka wersja odbiega od pierwowzoru, w przypadku z Enfield okazuje się, że prawdziwe wydarzenia były bardziej przerażające od filmowej fikcji. Przebudzenie poltergeista Powróćmy do nocy, kiedy Peggy Hodgson widziała wędrującą szafkę. Wkrótce na miejscu zjawiła się wezwana przez kobietę policja. W domu był już zawołany na pomoc sąsiad - krępy Vic Nottingham i jego syn, którzy przetrząsnęli budynek, próbując zlokalizować źródło dziwnych dźwięków. Niczego jednak nie znaleźli. O tym, że pani Hodgson nie kłamała świadczyło to, że wkrótce wszyscy zebrani, łącznie z policjantem, zaobserwowali samoczynny ruch krzesła. Ponieważ nikt nie wiedział, co począć, postanowiono przeczekać problem, a przerażona rodzina spała tamtej nocy w salonie. Ranek minął spokojnie, jednak wieczorem siła znowu się aktywowała, tym razem rzucając zabawkami. Informacje o "domu cudów" przez któregoś z sąsiadów trafiły do redakcji "Daily Mirror". Ekipa dziennika następnego ranka na własne oczy obserwowała tańczące w powietrzu przedmioty, a fotoreporter został trafiony w oko przelatującym klockiem Lego. Kiedy wieść o nawiedzeniu w Enfield rozeszła się, zainteresowało się nią Towarzystwo ds. Badań Zjawisk Parapsychicznych (Society of Psychical Research, SPR) - założone w 1882 r. stowarzyszenie zajmujące się fenomenami nie z tego świata. Wkrótce w ceglanym piętrowym budynku socjalnym przy Green Street, który zajmowali Hodgsonowie i gdzie zalągł się tajemniczy "poltergeist" (niem. "hałaśliwy duch") zjawili się przedstawiciele towarzystwa - Guy Lyon Playfair (ur. 1935) oraz Maurice Grosse (1919-2006), dla których okazało się to najważniejszym dochodzeniem w życiu. Playfair był ostrożny i początkowo podejrzewał, że zdarzenie mogło być mistyfikacją, za którą stały dzieci pani Hodgson: Margaret (12 lat), Janet (11), Johny (10) oraz Billy (7). Widząc przykłady aktywności poltergeista na własne oczy, zmienił on jednak zdanie. - Najdziwniejsza rzecz, jaką tam widziałem związana była z dużym fotelem, który dosłownie odleciał w tył zaraz po tym, jak wstała z niego Janet. Innym razem w pokoju pełnym ludzi przesunęła się sofa. Tamte zjawiska nie przerażały, ale były uciążliwe i nie dało się ich zatrzymać - wspominał parapsycholog w rozmowie z "Enfield Independent" z 2005 r. Na początku jesieni, po kolejnym ataku niewidzialnej siły, która zafundowała Hodgsonom dwugodzinny recital pukania, Playfair doszedł do kontrowersyjnego wniosku, że cokolwiek się tam zagnieździło, szukało kontaktu z ludźmi. Colin Wilson (1931-2013) - znany brytyjski pisarz i parapsycholog, który poddał sprawę z Enfield ponownej analizie, pisał w książce "Poltergeist: Studium niszczycielskich nawiedzeń", że w celu nawiązania komunikacji z duchem i skłonienia go do odejścia, do Brimsdown sprowadzono media spirytystyczne, Annie i George’a Shawów. Pani Shaw miała wpaść w głęboki trans, podczas którego zaczęła mówić zmienionym głosem i straciła kontrolę nad ciałem. Wołała też niejakiego "Gozera" oraz "Elvie", a ocknąwszy się poinformowała, że w domu Hodgsonów uaktywniło się kilka duchów, które za cel wybrały sobie Janet dysponującą zdolnościami mediumicznymi, które najwyraźniej przyciągały gości z zaświatów. Shawowie mieli nadzieję, że udało im się odprowadzić negatywne byty do miejsca, z którego przybyły. W rzeczywistości tylko je rozochocili, a paranormalna siła nękająca matkę z czwórką dzieci przemieniła się z uciążliwej w złośliwą. Opętanie Janet Po wizycie Shawów na kilka tygodni aktywność poltergeista rzeczywiście zanikła, jednak pod koniec października wybuchła nową falą. Łóżka znowu wibrowały, meble samoczynnie się przesuwały, a drobne przedmioty latały w powietrzu. W krótkim czasie Playfair i Grosse zarejestrowali tam kilkaset nowych nadprzyrodzonych incydentów. U Hodgsonów zaczęło się też robić coraz mniej przyjemnie. "Pewnego wieczora dolny ruszt z piecyka wyleciał ze swojego miejsca i uderzył w poduszkę, tuż koło głowy Billy’ego. Gdyby spadł kilka centymetrów obok, zabiłby go. (…) Dzieci zaczęły także spotykać widmowe postaci. Pewnego dnia Billy przeraził się widokiem twarzy, która pojawiła się na tle ściany. Był to mężczyzna z wielkimi białymi zębami" - pisał Wilson. Margaret - najstarszej z rodzeństwa, siła wykręciła nogę do tyłu w taki sposób, że dziewczyna nie mogła się poruszyć. Z kolei Janet była przed snem regularnie wyrzucana z łóżka i wpadała w transy, podczas których mówiła obcym głosem lub tworzyła makabryczne rysunki. Jeden z nich przedstawiał postać podpisaną "Watson", z której gardła buchała krew. Badacze byli zdumieni, gdy okazało się, że właśnie tak nazywała się jedna z dawnych lokatorek domu, która zmarła z powodu nowotworu w gardle. Ataki spazmów i histerii, które również pojawiły się u Janet były na tyle niepokojące, że Playfair uznał, iż jest ona opętana. Dziewczynkę zabrano nawet na obserwację do Szpitala Psychiatrycznego im. Maudsleya, ale nie stwierdzono u niej żadnych odchyleń od normy. Nie była to jednak pełna skala możliwości poltergeista, a w zasadzie poltergeistów, gdyż okazało się, że przez Janet przemawiały różne postaci, w taki czy inny sposób związane z domem lub okolicą, w której mieszkali Hodgsonowie. W grudniu 1977 r. jeden z duchów przemówił do Grosse’a, który wspominał, że był to męski, głęboki i nieco "metaliczny" głos, który poinformował tonem wyrażającym gniew i irytację, że ma na imię Bill i kiedyś spał w miejscu, gdzie teraz spała Janet (był to duch Billa Haylocka - jednego z poprzednich lokatorów). Najbardziej sprawę z Enfield rozsławiły jednak lewitacje, jakich doznawała Janet. Jedną z nich udało się nawet uchwycić na zdjęciu. Widać na nim, jak ubrana w czerwoną koszulę nocną dziewczynka wzlatuje w górę w pokoju pełnym plakatów gwiazd tamtych lat. Lewitująca Janet Hodgson Problem z oceną Sprawa z Enfield pełna była drobniejszych, choć równie przerażających incydentów. W domu materializowały się przedmioty i postaci (czasem niekompletne i pewnego razu pani Hodgson widziała na przykład "chodzące jeansy"). Znikąd pojawiały się także kałuże wody, a duchy, dla których dom stał się miejscem schadzek, pozostawiały rodzinie krótkie pisane wiadomości. Niestety w sprawie była też, jak mawiają Anglicy, "szczypta soli". Dotyczyło to potwierdzonych przypuszczeń, że część działań rzekomych duchów była sprawką dzieci - głównie Janet i Margaret, które w ten sposób odreagowały separację rodziców i chciały zwrócić na siebie uwagę. - Wiedzieliśmy, że robią nam kawały, ale były to sprawy grubymi nićmi szyte i od razu się tego domyślaliśmy - mówił Playfair. Anita Gregory - psycholog z SPR wyjaśniała, że chodziło głównie o manifestacje "głosów z zaświatów", które dziewczynki generowały, mówiąc z prześcieradłem przytkniętym do ust. Także niektóre drobne przedmioty, które miały poruszać się samoczynnie, wprawiały naprawdę w ruch dziecięce dłonie, gdy dorośli nie patrzyli. Janet przypisywano też stukanie (wywoływane kijem od szczotki), a jej "lewitacje" sceptycy uznali za zwyczajne wyskoki w górę po odbiciu się od materaca łóżka. W 1980 r., w wywiadzie dla ITV News, dziewczyna rzeczywiście przyznała, że razem z rodzeństwem sfabrykowała kilka zdarzeń przypisywanych duchom. Miało to być zaledwie kilka przypadków - jakieś "dwa procent" całości - twierdziła. Reszta - jej zdaniem - pozostawała robotą bytów niefizycznych.Do wydarzeń z pierwszej części filmu nawiązują także filmy Annabelle (2014) oraz Annabelle: Narodziny zła (2017). W przygotowaniu jest również tzw. spin-off filmu Obecność 2: The Nun (2018). Głównym tematem opartego na faktach filmu Obecność 2 jest jedna ze spraw (tzw.
Dwa pierwsze filmu z serii Obecność bardzo przypadły mi do gustu. Podobnie było z pierwszym spin-offem, czyli Annabelle. Kolejne filmy to już duża strata jakości i odcinanie kuponów od popularności marki. Duże nadzieje pokładałem w trzecim filmie głównej serii, od którego rozpocząłem tegoroczne wizyty w kinie. Recenzja filmu Obecność 3: Na rozkaz diabła. Na rozkaz diabła W 1981 roku Ed i Lorraine Warren byli znani już nie tylko wśród egzorcystów. Ich dokonania obiegły świat i stali się kimś w rodzaju celebrytów. Podczas dokumentowania egzorcyzmów na 8-letnim Davidzie Glatzelenie dochodzi do tragicznych wydarzeń. W ich efekcie Ed ponosi ciężkie obrażenia, chłopak siostry Davida – Arne Johnson, by uratować chłopca zaprasza demona do siebie. Kilka miesięcy później niekontrolujący swojego ciała Arne brutalnie morduje właściciela motelu, w którym mieszka. Policja rozpoczyna dochodzenie, a Warrenowie starają się udowodnić, że w trakcie popełnienia czynu Arne nie odpowiadał za swoje czyny. Czy sąd uwierzy, że chłopak zrobił to na rozkaz diabła? Prawdziwa historia? I tak, i nie. Chociaż na początku filmu widzimy napis To prawdziwa historia to musimy pamiętać, że seria Obecność bazuje na doświadczeniach Eda i Lorraine Warrenów. Sprawy, w których brali udział opierają się na udokumentowanych wydarzeniach, ale są odpowiednio koloryzowane i fabularyzowane. Zostawmy jednak ich życie prywatne w spokoju, zostawmy oskarżenia o oszustwa i wszelkiego rodzaju rewelacje na ich temat. Skupmy się na historii Arne Cheyenne Johnsona, żyjącego po dziś dzień. Sprawa Arne miała swego czasu wielki rozgłos, ponieważ była pierwszym procesem w USA, gdzie oficjalną linią obrony było opętanie przed demony. Dostała nawet przydomek będący podtytułem filmu – Devil made me do it. I choć finał sprawy jest troszkę inny niż przedstawiają nam twórcy to potoczyła się ona dość podobnie. Trzeba, jednakże pamiętać, że cała reszta filmu to już czysta fantazja scenarzysty. Dlatego nie mówicie proszę, że to film na faktach autentycznych 😉 Ale gdzie tu horror? Obecność 3: Na rozkaz diabła mocno zmienia klimat. Poprzednie dwa filmy były równie straszne, co oszczędne w epatowaniu demonami, potworami czy poltergeistami. Filmy przedkładały klimat nad tzw. jump scares i działało to znakomicie. Niestety tym razem twórcy zaserwowali najgorsze nawyki sequeli. W miejsce budowania atmosfery grozy mamy przebitki koszmarnych twarzy, demony czające się za plecami, a nawet… biegające potwory/zombie. Można podskoczyć raptem ze dwa razy, a do tego momenty te są dość mocno sygnalizowane i spodziewane. Nie podejrzewałem, że twórcy pójdą drogą słabiutkich spin-offów, ale tak się niestety stało… Obecność 3: Na rozkaz diabła Wielkie, bardzo wielkie rozczarowanie. Obecność 3: Na rozkaz diabła to nie tylko najgorsza odsłona głównej serii tego uniwersum, ale też bardzo cieniutki horror. Film nudny, zupełnie niestraszny, rozmieniający na drobne filmowy dorobek Warrenów. Do obejrzenia w jakiejś usłudze streamingowej, bo nabijanie frekwencji nie przyniesie serii niczego dobrego. Szkoda. V: 660
XCXolue. 324 396 79 364 483 129 339 140 251